Nie jest to może przepis z prawdziwego zdarzenia, ale instrukcja jak gotować kraba oraz chęć podzielenia się z wami wrażeniami. :) W Norwegii są bardzo tanie owoce morza ( małże, kraby, krewetki ) i to też przyczyniło się do takich, a nie innych zakupów. Wszystkiego trzeba w życiu spróbować, teraz mogę już skreślić kolejną rzecz.
Potrzebne Ci będą:
- krab
- ziele angielskie
- pieprz ziarnisty
- liść laurowy
- sól
- cytryna
Wszystko jest bardzo proste, jedyną czynnością, którą musimy wykonać jest wrzucenie surowego kraba (najlepiej jeszcze ruszającego się) do lekko osolonej wody z dodatkiem przypraw wymienionych wyżej. Gotujemy go ok. 15-20 minut i wyjmujemy do przestygnięcia, a później już tylko zabawa. Przydatnym gadżetem są tutaj specjalne szczypce przeznaczone do łamania pancerza kraba, ale ja poradziłem sobie ostrym nożem i łyżeczką (dziadek do orzechów to także sposób).
Jeżeli chodzi o kraba, powiem krótko- wolę krewetki. Rozczarował mnie smak spod pancerza. Najlepsze było oczywiście mięso ze szczypców i na tym koniec (bardzo podobne do smaku krewetek). Nie była to duża sztuka, ale mile będę wspominał przygodę z tym osobnikiem. Aha, jeszcze jedno, mięso z kraba najlepiej skropić sokiem z cytryny...mmm..
P.S. Kolejną rzeczą, która lubię w Norwegii są tutejsze zwierzęta. Mam na myśli łosie i częstotliwość ich występowania. Jest ich naprawdę mnóstwo i są niesamowite. Na moje oko 3-4 razy większe od porządnej sarny. Nie boją się niczego i mają poczucie, że to my wkraczamy na ich teren, a nie one na nasz. Moją kolejną norweską misją jest zrobienie pięknego zdjęcia łosiom. Niestety jak już wyjdą, okazuję się, że nie mam przy sobie aparatu. (tylko raz udało mi się uwiecznić to zwierze na zdjęciu, czego efekt widać poniżej).